Z giełdy

Ożywiony ruch panował w sektorze z częściami. Na brak wyboru nie mogli narzekać poszukujący zimowego ogumienia. Spore powodzenie wśród właścicieli ciągników i naczep miały opony bieżnikowane, przeciętnie o 30 proc. droższe od używanych, niebieżnikowanych, tańsze jednak o blisko połowę od nowych. Komplet regenerowanego ogumienia na oś napędową to, w zależności od rozmiaru, wydatek 1-1,4 tys. zł.

Niedzielna giełda pomimo temperatury oscylującej w granicach zera była udana. Na sprzedaż wystawiono ok. 50 dostawczaków. Potencjalni nabywcy, którzy przyjechali na plac, narzekali jednak na niewspółmierny do deklarowanego przebiegu stan zużycia większości samochodów i brak dokumentacji.

Volkswagen Transporter to zdecydowany lider tutejszego placu. W niedzielę do wyboru były niemal wyłącznie samochody czwartej generacji - T4. Oglądano głównie egzemplarze pochodzące z drugiej połowy lat 90. Z uwagi na wysokie notowania nie wzbudzały emocji nieliczne T5.

Sobota do godziny 10 była słoneczna i sprzyjała transakcjom. Potem nad Krakowem przetoczyła się burza śnieżna, która skutecznie odstraszyła wszystkich giełdowiczów. Z wystawionych aut użytkowych największym zainteresowaniem cieszył się sfatygowany Lublin pierwszej generacji. Pochodzący z 1997 roku pojazd miał skrzyniową zabudowę z aluminiowymi burtami. Nieznany był przebieg auta, jednak wynosząca siedem tysięcy zł cena wywoławcza okazała się bardzo atrakcyjna i Lublin do opadów śniegu cały czas odbywał jazdy próbne.

W dziale części zaobserwowaliśmy w niedzielę duże ożywienie przy alejce z oponami. Zainteresowani mieli szeroki wybór ogumienia zimowego do większości dostawczaków. Sprzedający oferowali używane opony, opony bieżnikowane oraz fabrycznie nowe. Ze względu na cenę najwięcej sprzedawało się tych pierwszych (zwykle z bieżnikiem ok. 5-6 mm).

Wystawione tu ostatniej niedzieli dostawcze Fiaty z winem nie mają nic wspólnego. Były im starsze, tym gorsze. Wśród "włochów" najwięcej było Ducato, a z mniejszych użytkowych (Fiorino i Scudo) były tylko pojedyncze sztuki. Egzemplarze pochodzące z początku ubiegłej dekady były bardzo poniszczone, a te z kilkuletnimi życiorysami zdaniem oglądających stanowczo za drogie.

Niewielu oglądających, mniej niż zwykle oferowanych na sprzedaż pojazdów - w pierwszą listopadową niedzielę plac z autami użytkowymi świecił pustkami. Wybór mieli tylko amatorzy dostawczaków średniej wielkości. Prym wiodły samochody z niemieckim rodowodem oferowane już przez kilka tygodni z rzędu. Podobało się kilka VW Transporterów.

Niewielu oglądających, mniej niż zwykle oferowanych na sprzedaż pojazdów - w pierwszą listopadową niedzielę plac z autami użytkowymi świecił pustkami. Wybór mieli tylko amatorzy dostawczaków średniej wielkości. Prym wiodły samochody z niemieckim rodowodem oferowane już przez kilka tygodni z rzędu. Podobało się kilka VW Transporterów.

Na podlubelskiej giełdzie przybyło ostatnio dostawczaków na obcych blachach, sprowadzonych głównie z Niemiec, Belgii, Francji i Holandii. W niedzielę były wśród nich pojazdy małe, np. blaszak Ford Courier (DMC 2 t) i duże, np. Mercedes Sprinter furgonetka (DMC 3,5 t), a nawet "widelec".

W sobotę naszą uwagę zwrócił Mercedes 814 z 1989 roku z zabudową wywrotki trójstronnej i HDS-em firmy Hiab. Skrzynia "mesia" miała pięć metrów długości, zaś jego ładowność wynosiła 1,5 tony. Pojazd miał niewielki przebieg, 149 tys. km, nowe opony, tachograf, radio z CD i blokadę tylnego mostu.

"Renówek" było w ostatni weekend sporo, ale ciekawe egzemplarze dało się policzyć na palcach. W wiekowych, a wycenianych zadziwiająco wysoko Masterach i Traficach potencjalnych nabywców odstraszały zaniedbane wnętrza kabin, a także zapuszczone ładownie z pokiereszowanymi poszyciami ścian.

W ostatnią sobotę na tutejszej giełdzie nie pojawiła się żadna ciężarówka. Uwagę zwracały niewielkie autobusy, których zabudowy wykonano na pojazdach o DMC do 3,5 tony. Najtańszym z nich był Mercedes 208D 2.3 D z 1994 roku, który dysponował 15 miejscami. Wystawiono go za 14,2 tys. zł.