Przeprowadzony w samo południe w środę, 11 czerwca protest przewoźników drogowych okazał się niewypałem. Według założeń organizatorów protestu, ZMPD i regionalnych stowarzyszeń transportowców, ruch samochodów ciężarowych miał stanąć na godzinę. Samochody miały zostać zatrzymane w widocznych miejscach, np. na poboczach dróg, ale w taki sposób, żeby nie tamować ruchu innych pojazdów.
Przeprowadzony w samo południe w środę, 11 czerwca protest przewoźników drogowych okazał się niewypałem. Według założeń organizatorów protestu, ZMPD i regionalnych stowarzyszeń transportowców, ruch samochodów ciężarowych miał stanąć na godzinę. Samochody miały zostać zatrzymane w widocznych miejscach, np. na poboczach dróg, ale w taki sposób, żeby nie tamować ruchu innych pojazdów. Niestety przewoźnikom zabrakło jedności. Większość kierowców nie zjechała z trasy. Na 65-kilometrowym odcinku krajowej siedemnastki z Lublina do Ryk naliczyliśmy tylko kilkanaście protestujących ciężarówek. W tym samym czasie minęliśmy ponad 100 aut prowadzonych przez kierowców, którzy zignorowali protest. Sytuacja wyglądała podobnie w innych częściach kraju. - Bez jedności i determinacji niczego nie wywalczymy. W Hiszpanii, z której właśnie wracam, kierowcy zablokowali drogi, a łamistrajkom wybijali reflektory - usłyszeliśmy od Krzysztofa, protestującego kierowcy z Lublina.