Z prof. Ryszardem Legutką, wicemarszałkiem Senatu RP, przewodniczącym Rady Konsultacyjno-Doradczej przy Prezesie Rady Ministrów RP.
- Można odnieść wrażenie, że o Euro 2012 dużo się mówi, ale niewiele robi. Na przykład na przełomie czerwca i lipca premier miał ogłosić, kto będzie głównym koordynatorem Euro 2012. Ogłosił dopiero pod koniec lipca. Zdążymy z tym Euro?
- Nie jest prawdą, że do tej pory nic nie zrobiono. Już w kwietniu znowelizowano Ustawę o zamówieniach publicznych znacznie ograniczającą instytucję protestu i odwołania. Utworzono w tym celu Krajową Izbę Odwoławczą. Co do terminu zgłoszenia głównego koordynatora Euro 2012 - mijał on z końcem lipca.
- Wystarczy nam pieniędzy na inwestycje?
- Nie za wszystko zapłaci Skarb Państwa. Dla niego najważniejszym zadaniem do sfinansowania jest budowa dróg. Tutaj pojawia się możliwość przeniesienia na ten cel wyższego procentu dochodów z akcyzy na paliwo. Dotychczas przeznaczało się na ten cel tylko 12 proc. akcyzy, a podwyższenie do 50 proc. na kilka lat byłoby zabiegiem niepowodującym dodatkowych obciążeń dla podatnika. Pozostaje jeszcze możliwość emisji obligacji państwowych - pomysł, który z pewnością znajdzie krytyków wśród zwolenników zmniejszania zadłużenia publicznego. Jeśli jednak mówimy o wielkiej szansie ekonomicznej dla Polski w 2012 roku i w latach następnych, to ryzyko związane z niskim popytem na takie papiery wartościowe i ich późniejszym spłacaniem wydaje się być warte podjęcia.
- Co powinniśmy zbudować w pierwszej kolejności, z czego ewentualnie zrezygnować?
- Niestety nie możemy zrezygnować z niczego. Zbudowanie stadionów, autostrad, dróg ekspresowych, lotnisk i przejść granicznych jest koniecznością. Bez choćby rozpoczęcia realizacji wszystkich z wymaganych inwestycji stracimy organizację Euro 2012 już w 2009 roku, kiedy to do Polski przyjedzie bardzo wymagająca komisja komitetu wykonawczego UEFA. Można sobie oczywiście spróbować wyobrazić - na własny użytek - organizację mistrzostw Europy bez któregoś z tych celów inwestycyjnych z wyjątkiem, oczywiście, stadionów. Brak stadionów jest w tej chwili najbardziej oczywisty - dysponujemy trzema arenami wirtualnymi i jednym stadionem w Poznaniu, którego rozbudowa postępuje dość sukcesywnie. W najlepszej sytuacji jest Kraków, który może mieć w pełni gotowy stadion już w 2009 roku. Póki co, Kraków to jednak wariant rezerwowy.
- Na czym zdaniem Pana będą polegać największe trudności w realizacji Euro 2012 i jak zwalczyć te przeszkody?
- Trzeba powiedzieć wprost: bez zmiany obowiązującego prawa nie tyle nie zdążymy na Euro 2012, ale stracimy szansę na organizację tej imprezy już w 2009 roku. Dlatego też jak najszybsze zmiany w prawie są koniecznością. W tej chwili zagrożeniem dla tych zmian jest kryzys polityczny. Kilkumiesięczna przerwa w pracach nad zmianami w prawie będzie najprawdopodobniej oznaczać pożegnanie się z wizją Euro 2012 w Polsce. Mam jednak nadzieję, że - niezależnie od perspektywy wcześniejszych wyborów - uda się temu parlamentowi uchwalić tzw. ustawę autostradową. Podobnie naglące są zmiany regulacji w kilku innych dziedzinach.
- Na przykład?
- Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą, jakie zmiany powinny nastąpić w polskim prawie. Narzekania na prawo zagospodarowania przestrzennego czy na prawo budowlane pojawiały się już od dawna. Innymi zadaniami dla prawodawcy, które jednak mogą przeczekać obecne zawirowania, są kwestie związane z uproszczeniem rynku pracy i złagodzeniem obowiązku wizowego dla Ukraińców.
- Kto zarobi na inwestycjach związanych z Euro 2012: polskie firmy czy wielkie korporacje międzynarodowe?
- Zapewne - jak bywało dotychczas przy organizacji tego typu imprez - jedni i drudzy. Mistrzostwa Europy to wielka szansa dla polskich przedsiębiorstw i głównie od ich operatywności zależeć będzie, w jakim stopniu tę szansę wykorzystają. Mówiąc jednak o ogólnych korzyściach materialnych związanych z przeprowadzeniem Euro 2012, mamy na myśli generalny wzrost koniunktury w kraju w wielu dziedzinach. Koniunktura ta trwać będzie długo po mistrzostwach. Wpływ na to będzie miał rozwój infrastruktury kraju, a nie proporcje pomiędzy firmami polskimi i zagranicznymi w rozstrzyganiu konkretnych przedsięwzięć.
- Czy i ewentualnie jak rząd zamierza wspomagać przedsiębiorców? W jednym z wywiadów wyczytałem, że wicepremiera Gosiewskiego dziwi np., iż w Polsce nie powstają nowe cegielnie w sytuacji, gdy popyt na cegły rośnie. W czym upatruje Pan przyczyny tego zjawiska?
- Kłopoty z niską podażą materiałów budowlanych pojawiły się już wcześniej, a przygotowania do Euro 2012 z pewnością ten problem pogłębią. Dość często pojawia się taka diagnoza: niewydolność tego sektora rynku spowodowała pośpieszna prywatyzacja cegielni na początku lat dziewięćdziesiątych. Diagnoza ta jest o tyle dziwna, że to wolny rynek jest zdecydowanie skuteczniejszy w usuwaniu takich braków niż system przedsiębiorstw państwowych. Poza tym nie jesteśmy rynkiem zamkniętym, tak więc obawy o windowanie cen na rynku materiałów budowlanych dość szybko mogą zostać rozwiane przez import. Nie znaczy to, że państwo nie ma w tych sprawach żadnych obowiązków. Nie można rezygnować z kontrolowania rynku według kryteriów uczciwości konkurencji. UOKiK musi zbadać ostatnio pojawiające się podejrzenia co do zmowy kartelowej właśnie w sektorze produkcji materiałów budowlanych.